„Marzyciel” – recenzja (?) filmu

Faktycznie, „Finding Neverland” ciężko dosłownie przetłumaczyć.

marzyciel2
Przecudny, wzruszający film o tym, jak wyobraźnia pomaga zrozumieć życie i przeżyć je w miarę w jednym kawałku. Że warto pozostać dzieckiem, by pogodzić się z dorosłością. „Nie powinno sie wysyłać dzieci do łóżek, bo wstaną o dzień starsze i zanim się obejrzymy, będą dorosłe.” O tym mniej więcej jest „Piotruś Pan”, a ten film to oparta na faktach historia jego powstania. Historia warta filmu, trzeba powiedzieć.

Najpierw o aktorstwie.

  • Może za mało filmów w życiu widziałem, ale nie kojarzę słabej kreacji Johnny’ego Deppa. Tu występuje jako dramaturg-dziennikarz Marzyciel. Wrażliwość, wyobraźnia i pomysłowość, ujawniająca się nie tylko w piórze, ale też w działaniu. Przykład: zaproszenie na premierę 25 dzieci z sierocińca i rozmieszczenie ich przypadkowo wśród obrażonej, grubawej śmietanki towarzyskiej Londynu z początku 20. wieku.
  • Przyjaciółka Marzyciela, matka czterech chłopców, grana poprawnie przez Kate Winslet. Pewnie się nie znam, ale kompletnie nie kumam tej aktorki. Wieczne granie jedną miną.
  • Bardzo przekonująca żona Marzyciela, trochę wyrachowana, a trochę kochająca: „Może nie wiedziałeś, ale jestem na każdej twojej premierze”. I nie po prostu zazdrosna, lecz jakoś dotknięta nagłym zainteresowaniem męża obcą kobietą z dziećmi, których sam nie ma.
  • Absolutnie genialny Piotr, z chłopców najwrażliwszy i najbardziej nie chcący dorosnąć, bo gdy się dorasta, rodzice umierają. Bardzo, bardzo wzruszający.
  • Dziwna, marginalna rola Dustina Hoffmana, co do którego nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak właśnie miało być.
  • Plus trafna muzyka Jana Kaczmarka, Oscar.

Marzyciel szuka swojego miejsca, bo niezbyt odnosi sukcesy. Szuka przyjaźni, bo nie może jej znaleźć w żonie. Szuka pomysłu na scenariusz, bo jego robota wisi na włosku. Przypadkiem zaprzyjaźnia się niewinnie (!) z dzieciatą, czterosynną kobietą. I dziecięca wrażliwość tych chłopaków, ich interakcja, różnice w postrzeganiu rzeczywistości spowodowane różnicami wieku, inspiruje go do napisania „Piotrusia Pana”. Jak było naprawdę – nieważne. W filmie jest przerysowanie, ale życiowo.

Rzecz odbywa się w Londynie, co jest dość jasne. Ale zwraca uwagę dziwny akcent Marzyciela. Znów: nie znam się, ale nawet ja wiem, że nielondyński. I rzeczywiście: pierwowzór był Szkotem. Dla mnie to wyjątkowy smaczek, choć pewnie dla angielskojęzycznego widza – oczywistość.

Niezwykła scena, kilkakroć w filmie obecna, gdy Marzyciel i żona idą razem na piętro (wielka kamienica, pełno służby), żegnają się dobranocnie i wchodzą do dwóch osobnych sypialni, drzwi w drzwi. Otóż żona wchodzi do zwykłego pokoju z tamtych czasów. Zaś Marzyciel za drzwiami ma jasnozielony, wrześniowy park z lekkim wiatrem i jakąś taką świeżością.

W prawdziwym zaś parku spotyka chłopców z matką i od razu wkręca się z nimi w zabawę z księciami i pałacami. Gdzieś w tle są cały czas pochodzące z dorosłości zakazy. Powoli staje się dla młodzików ojcem, którego tak im brakuje. Jedyny Piotr broni się przed puszczeniem wodzów fantazji, bo z jego doświadczenia wynika, że jeśli pozostaniesz trzeźwo myślącym młodym człowiekiem, nie trafi cię prawdziwa dorosłość, która jest zła.

Na końcu okazuje się, że obaj mieli rację i obaj byli w błędzie. Obie postawy dają trochę bezpieczeństwa. Ale ani dziecko udające dorosłego, ani dorosły wciąż będący dzieckiem nie są w stanie zatrzymać bezlitosnego biegu życia. Trochę płaczę.

Reklama

Jedna uwaga do wpisu “„Marzyciel” – recenzja (?) filmu

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s