KŻS. Zabawne, szczere i trudne. Każdy wymyśla jednakowe etiudy na początku, wcale nieśmieszne i niezbyt mądre. Albo w niezbyt dobrym guście, jak moja, która w tekście wygląda może fajnie, ale zagrana jest po prostu żenująca. A psor Gęsikowski nabija się z tego równo i bez zahamowań, przerysowując nasze błędy, co jest nawet śmieszne, dopóki nie mówi o mnie. A bywa, że mówi.
Rozpoczynamy rozgrzewką, a jeszcze wcześniej relaksujemy się leżąc na podłodze i myśląc o pięknym miejscu. Gdy się nad tym zastanowić, to musi być zaskakujące: dwadzieścioro troje różnych ludzi leży w sali lekcyjnej, nie bardzo wiem czy minutę, czy dziesięć, w kompletnej ciszy. Potem rozgrzewamy aparat gadaczośpiewaczy, ptatpamy, ptetpemy i bdydbymy, na koniec parskamy jak konie, na wszelki wypadek w podłogę. Potem gramy i choć nic nie wychodzi, ważne, że chcemy. To wszędzie działa, choć tutaj… Tak wiele rzeczy w aktorstwie jest innych, niż się wydaje, że nie mam pewności, czy zadziała.
Impostacja głosu z Julią Chmielnik, już-nie-Urbańską. Przemiła kobieta i wciąż uśmiechnięta, co poprawia nastrój. Ona sama nazywa te warsztaty prościej: dykcja i piosenka. Zgodnie chyba ze swoją prostolinijną, sympatyczną, ludzką naturą.
Uczymy się oddechu. Paradoks: uczyć się czegoś, co umie się od pierwszych sekund życia. Wśród trzech rodzajów oddechu – wierzchołkowego, środkowego czyli żebrowego i brzusznego czyli dolnego – interesuje nas ten ostatni. Ten, który sprawia, że płuca wypełniamy w stu procentach, a nie zaledwie w jednej trzeciej, jak zwykle. Uczymy się bezgłośnego wdechu, jakby naturalnego wypełniania powietrzem swojego fizycznego wnętrza. Uczymy się lokalizować powietrze w środku siebie i wizualizować sobie jego jego drogę do i z wnętrza ciała. Uczymy się, co to jest oparcie oddechowe – działanie tłoczni brzusznej i przepony, które „stawia” dźwięk, zapewnia nośność głosu, poszerza jego dynamikę, daje nad nim kontrolę. Uczymy się rzeczy, które powinni kłaść do łbów i ciał od małego.
Ustawiamy samogłoski. Nauka impostacji i emisji skupia się na samogłoskach. Tych kilku dźwiękach, które tworzą głos w każdym języku. I choć w naszym jest jeszcze ą i ę, to skupiamy się na tych podstawowych. Każda samogłoska ma swój idealny kształt, osiągany przez odpowiednie ułożenie aparatu mowy, dzięki czemu jest właściwie emitowana, a więc słyszalna i zrozumiała. Spółgłoski to zaledwie dodatki, które tworzą słowa.
Najfajniejsze, co dziś wyciągnęliśmy z zajęć Julii: musimy zacząć myśleć o sobie jako o aktorach. To zmienia podejście z „kiedyś może jakoś będę aktorem” na „jestem aktorem, więc się koncentruję, działam i rozwijam się”. Za to dzięki Ci Julio. Jestem aktorem!
Jedna uwaga do wpisu “Sobota, ciepła jesień, energia”