Facet opracował technikę improwizacji, opartą na całkowitej pracy ciałem, bez włączania myślenia. Granie to działanie, zajęcia aktorskie to doświadczenia ciała, a nie informacji. Same ćwiczenia ułatwiają naukę, nie nauczyciel, bo istnieje bardzo wiele różnych rozwiązań aktorskich, na które trener by nawet nie wpadł. Trzeba polegać na własnych możliwościach, aktor sam powinien znajdować własne rozwiązanie. Ważniejsze jest to, by grać, niż to, czy się gra „właściwie”. Spontaniczność jest najważniejsza, a nic nie zabija spontaniczności tak jak myślenie. Nauczyciel jest po to, żeby utrzymać wysoki poziom energii. Technika Improwizacji to szansa na nieograniczony rozwój.
Po występie aktorzy powinni rozmawiać, dyskutować o nim. Tradycyjnie nazywa się to krytyką, ale to błąd. Krytyka zakłada ocenę, a oceny mogą mieć fatalne skutki. Aktor popada w samozachwyt lub się zamyka i nie jest w stanie czerpać korzyści z wiedzy i doświadczenia nauczyciela, bo wchodzi z nim w relację aprobaty/dezaprobaty. A potem pozostaje „postkrytyka”, myślenie typu: faktycznie byłem beznadziejny. Zresztą nic nie jest ZŁE. Aktor ponosi porażkę tylko wówczas, gdy nie uczy się na swoich błędach. Jeśli sam zrozumie, co było nie tak, będzie się palił do spróbowania jeszcze raz. Więc: żadnej krytyki. To aktor sam musi oceniać swoją pracę, nauczyciel ma go tylko naprowadzić.
Autentyczność jest niezbędna. Jeśli nie jesteś autentyczny, widać to w twojej grze. A żeby móc być, konieczna jest odpowiednia atmosfera, poczucie jedności, zwartość grupy, nastrój zabawy. I zero miejsca na oszustwo, wymówki, lenistwo itd.
I warto prowadzić dziennik. Wracać do poprzednich zadań/ćwiczeń/scen w swoich zapiskach, szukać w nich autentyczności/kłamstwa, w ten sposób podnosić swoją samoświadomość. Czy blog o amaktorstwie może być dziennikiem?